Nie
wygląda pani na kobietę, która krochmali bieliznę. Atam, pralka
mi się źle kojarzy. Ludzie uwielbiają wdeptać sobie gwóźdź w
nogę, tak właśnie postępują zaciągając kredyt. Później tylko
surowica lub tężec. Pani woli rozmowę o męskich kapeluszach.
Kapelusz dla mężczyzny, proszę pani, to jak dzwon dla kościoła.
Dzwon bije, żyje, dźwiękiem wielbi Pana. Kościół bez dzwonu, to
jak mężczyzna bez kapelusza. Kapelusz dla mężczyzny, to jak okręt
na morzu. Pani popatrzy na morski horyzont – nuda. Jeśli na
widnokręgu jest okręt – od razu inaczej imaginacja pracuje,
libido
to się nazywa.
Mężczyzna musi przenosić kapelusz. Nudzą mnie ludzie z prostymi
włosami. Zna pani piosenkę:
Czasem
dnem okręt o grunt morski trąci
Czasem majtek
swawolny na pokładzie liną cięgi bierze
Czasem trunek
żołądkowi i wątrobie nie bardzo służący
Czasem beczka,
czasem kibić w tali nie dość pełnoletnia...
Już
dobrze, przestaję. Doły proszę pani, to ja mam pod kolanami.
Chodźmy nad rzekę, skarpa otrawiona. Proszę pani, kotwicę to o
księżyc zahaczyć trzeba. W górę! Zdaje się pani, pani nie
nadąża, pani się nie trapi. Kupimy z odłożonych
pieniędzy kostki do gry w sklepie z grami. Ułożymy nowe, wspaniałe
wyrazy, dziesięć
tysięcy opowieści przed nami. Mówiłem, skarpa nad rzeką
otrawiona, jakie tam gałęzie uplątane. Pani nie nadąża. O, oto
nasz sklep z planszówkami.