Nazywam się Joachim Guzik. Sześćdziesiąt dziewięć lat już chodzę po świecie i zbieram guziki. Teraz wrzucam je do szklanego słoja, takiego na pojedynczą rybkę. Wcześniej guziki wrzucałem do szuflad. Nie wiem, które są najstarsze, ciągle je mieszam. Wkładam rękę, mieszam i wyciągam jeden. Próbuję sobie przypomnieć gdzie i kiedy, z jakiego bruku guzik podniosłem, czy ulica była ciemna, jesienna, skąd wracałem. Człowiek potrzebuje mieć solidny motyw w garści, że nie śnił, lecz żył. Ja żyłem, zbierałem guziki, mam dowód, mogę pokazać. Wie pani, nie mogłem już patrzeć na tę pojedynczą rybkę, ona całowała kamienie.

piątek, 4 listopada 2011

Coelum

       Pierwsza noc w staronowym domu. Wyspałem się luksusowo. Nie wiem, czy najpierw budzę się i uśmiecham, czy najpierw uśmiecham się i dopiero budzę. Norwida słowa z pamięci jak  hymn do jutrzni wypowiadam: Są przecież miasta dla snu jednego zakładane – bywały wygrywane dla snu bitwy – losy pojedynczych i arcywielkich postaci historycznych wielokrotnie od snu zależą. Z łóżka, z dumą patrzę na pomalowane przeze mnie ściany i sufit. Oświetlenie w sypialni i pracowni mam idealne. Budzą mnie promienie słońca i ptactwo, jak w wiktoriańskiej powieści. Nawet świeżo wyprane zasłony mam z falbanami. W sypialni są trzy okna: od wschodu, południa i od północy. W pracowni też są trzy okna, od wschodu, południa i zachodu. O pracowni napiszę na pewno. Rembrandt powiedział, że nie musi podróżować, bo w swojej pracowni ma  więcej tematów, niż malarz potrzebuje przez całe życie. Cella coelum est, jak szeptali niegdysiejsi mnisi, pokój jest niebem. Mam nadzieję, że napiszę także o świętej Barbarze, która więziona przez ojca w wieży, zażądała wybicia trzeciego okna. Na wszystkich obrazach przedstawiających świętą Barbarę, jeśli jest wieża, to zawsze dla uczczenia Trójcy Świętej wieża musi mieć trzy okna. Muszę nauczyć się mieszkać w domu, który ma jedenaście pomieszczeń i schody. Oprócz tego są jeszcze olbrzymie piwnice i garaż. Na ogród nawet nie wychodzę, tak postanowiłem, liści nie grabię, co mi tam, jak Houellebecq świeżym gościom powiem: dom w środku ulicy, poznasz - niegrabione liście. Gdy zasiądę przy biurku, widzę wierzchołki drzew, które rosną w ogrodzie. Orzech pozdrawiam wzrokiem z pracowni, z sypialni  lornetuję wierzchołki brzóz. Jeszcze nie wiem, które okna otwierać, są ich tu tysiące. W bloku miałem tylko dwa okna i otwierałem głównie lufcik. Pika komórka na stoliku obok łóżka. Przyszedł sms od Julki.