Nazywam się Joachim Guzik. Sześćdziesiąt dziewięć lat już chodzę po świecie i zbieram guziki. Teraz wrzucam je do szklanego słoja, takiego na pojedynczą rybkę. Wcześniej guziki wrzucałem do szuflad. Nie wiem, które są najstarsze, ciągle je mieszam. Wkładam rękę, mieszam i wyciągam jeden. Próbuję sobie przypomnieć gdzie i kiedy, z jakiego bruku guzik podniosłem, czy ulica była ciemna, jesienna, skąd wracałem. Człowiek potrzebuje mieć solidny motyw w garści, że nie śnił, lecz żył. Ja żyłem, zbierałem guziki, mam dowód, mogę pokazać. Wie pani, nie mogłem już patrzeć na tę pojedynczą rybkę, ona całowała kamienie.

piątek, 28 października 2011

Solaris



Pada. Do życia potrzebuję rozmowy, a nie pogody. Ani basen, ani moje książki nie tracą na deszczu. Nie mam wystarczająco dużo świec, aby znaleźć kogoś, kto o pogodzie potrafiłby rozmawiać jak Anglik. U nas deszcz co najwyżej multiplikuje głupotę. W mieście doskonały korek. Samochody stoją zderzak w zderzak. Zablokowane skrzyżowania. Panowie z wąsami w swoich autkach służbowych lub nie, nie wiedzą, że nie wjeżdża się na skrzyżowanie, jeśli nie można z niego zjechać. Zdawałoby się oczywiste, ale nie dla kierowców w kraju, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów nieba. Ulice rozpuszczają się w wodzie. Wściekłość kierowców w starciu z ulewą, nie interesuje mnie, kto wygra. Czytam Pamuka, który w śnie, koleżeństwie, obserwowaniu innych, liczeniu statków na Bosforze, poszukuje i znajduje przyjemność. Bohaterowi udało się wytrwał, choć się męczył. Spacerował, rysował, myślał, podziwiał to, co stare, patrzył na wode, przyglądał się ludziom. Tym sposobem nabył wykształcenie, które obrócił w fortunę. Nie opisał Stambułu takim, jakim jest. Opisał swój Stambuł, to znaczy wymyślony. To mnie ciekawi.

sobota, 22 października 2011

Włosy i paznokcie

Jedziemy z Michałem do Plazy tramwajem o piętnastej, czyli ścisk na maksa. Michał opowiada o swoim bracie weterynarzu, który ma takie hobby, że od lat wszystkie obcinane paznokcie wrzuca do szklanki. (Oczywiście Michał opowiada tembrem głosu dostosowanym do gabarytu tramwaju). Szklanka już w dwóch trzecich wypełniona, tłumaczy mnie i współcisnącym się pasażerom. Paznokcie obcinane i włosy powinno się spalić, bo jak się tego nie zrobi, to po śmierci dusza ma przerypane,  musi tułać się po świecie i zbierać paznokcie oraz włosy. Przerąbane zajęcie. Dlatego brat Michała już myśli o losach swej duszy po śmierci i od lat obcinane paznokcie wrzuca do szklanki. Podjąłem temat (ustawiwszy odpowiednio głos na masce) i zapytałem, czy brat od czasu do czasu przesypuje paznokcie do jakiegoś pudełka, gdy na przykład szklanka potrzebna, bo goście przyszli? Michał odpowiada tak, by wątku naszej rozmowy nie stracił ani motorniczy, ani młody pryszczaty, co na końcu tramwaju jedzie bez biletu. W nocnych autobusach Michał jest tym, który podaje ton do chóralnych śpiewów.

środa, 12 października 2011

Wybory 2011

Kakao z pianką w Republice Róż, obiad w Tylko U Nas, jakby tego jeszcze było mało, tak na przekąskę wszedłem do Piccolo na fungi, na Wrocławskiej. Przy moim stoliku usiadł młody, już wszyscy są młodsi niż ja, przynajmniej w takich miejscach, do których chodzę. Nie powiedział dzień dobry, ani czy może, czy wolne, tylko usiadł. Przeżegnał się, tak przeżegnał się i zaczął pałaszować podwójną porcję po bolońsku. Młody, to znaczy młodszy niż ja, z pełną brodą i inteligenckimi okularami, ubrany w seledynowy polar i sztruksy, jakby był doktorantem, pewnie jest. Brud za paznokciami, nie z pracy, tylko z nie mycia. Automatycznie odwróciłem wzrok w stronę okna. Napis Piccolo. Pomyślało mi się, catholico piccolo, że taki dam tytuł. Jak dokończyć jedzenie przy jednym stoliku z kimś, kto  żałobę nosi za paznokciami. Przypomniał mi się  Jacek Rujna, który ongiś opowiadał, jak znalazł się na Sylwestra, zabawie sylwestrowej w towarzystwie elektoratu Stanisława Tymińskiego, zepsuta noc. Teraz ja mam zepsute spaghetti z innym elektoratem, pomyślałem. Człowiek, już po studiach zapewne, przy moim stoliku żarł, po prostu szybko oburącz żarł podwójną porcję. Zanim drugi raz popatrzyłem w okno, już skończył i ręką z brudnymi paznokciami uczynił na czole, ramionach i piersi znak krzyża, szurnął krzesłem i poszedł. Dziękuję, do widzenia nie nauczony powiedzieć. Taki piccolo, catholico piccolo. Później poszedłem  na gorącą bułeczkę z czekoladą i kawę na wynos na Gwarnej. Zabrałem słodkości do parku przed Operą. Ile ja jem, pomyślałem na ławce. Potem wdychałem i wydychałem powietrze.