Nazywam się Joachim Guzik. Sześćdziesiąt dziewięć lat już chodzę po świecie i zbieram guziki. Teraz wrzucam je do szklanego słoja, takiego na pojedynczą rybkę. Wcześniej guziki wrzucałem do szuflad. Nie wiem, które są najstarsze, ciągle je mieszam. Wkładam rękę, mieszam i wyciągam jeden. Próbuję sobie przypomnieć gdzie i kiedy, z jakiego bruku guzik podniosłem, czy ulica była ciemna, jesienna, skąd wracałem. Człowiek potrzebuje mieć solidny motyw w garści, że nie śnił, lecz żył. Ja żyłem, zbierałem guziki, mam dowód, mogę pokazać. Wie pani, nie mogłem już patrzeć na tę pojedynczą rybkę, ona całowała kamienie.

czwartek, 29 września 2011

Opowieść Guzika

Nazywam się Joachim Guzik. Sześćdziesiąt dziewięć lat już chodzę po świecie i zbieram guziki. Teraz wrzucam je do szklanego słoja, takiego na pojedyńczą rybkę. Wcześniej guziki wrzucałem do szuflad. Nie wiem, które są najstarsze, ciągle je mieszam. Wkładam rękę, mieszam i wyciągam jeden. Próbuję sobie przypomnieć gdzie i kiedy, z jakiego bruku guzik podniosłem, czy ulica była ciemna, jesienna, skąd wracałem. Człowiek potrzebuje mieć solidny motyw w garści, że nie śnił lecz żył. Ja żyłem, zbierałem guziki, mam dowód, mogę pokazać. Wie pani, nie mogłem już patrzeć na tę pojedyńczą rybkę, ona całowała kamienie.

czwartek, 22 września 2011

Chcesz zrobić bańkę?

Jesień narasta, człowiek ani się nie obejrzy jak staje się niewolnikiem własnej wygody. Przecywilizowany Zachód. Obiady jadam przed dwunastą w Tylko U Nas u pani Rosity (Wrocławska). Dwunastą słyszę już przy małym tyskim w Tropikana na rynku w późnym ogródku, bo ciepła co dzień więcej, ubrań coraz mniej. Jasnokościsty, to słowo mnie cieszy ostatnio, jak również pół zdania: kobiety iskały się nawzajem z codziennych utrapień. Cóż poza słowami cieszy? Przemierzam Półwiejską, wciąż niedoszacowana, cieszy wielka bańka mydlana jak bulwa, jak hipopotam. To z  troków na kijkach bambusa się puszcza. Jasnokościsty blondyn z uśmiechem niezwiązanym macza kijki i tasiemki w miseczce z płynem i puszcza bańki giganty. Karteczka na bruku flamastrem indaguje: Zbieram  na podróż do Indii i Australii. Chcesz zrobić bańkę?  Wabi dzieci i dziewczyny. Chcesz zrobić bańkę?mówi do mnie. No pewnie, że chcę.

piątek, 16 września 2011

Mamut

Jest jeszcze Pan Bóg na niebie i ziemi, który nie jest mięczakiem i nie załamuje się lecz działa, szuka sposobów, jak mówić, by gamonie słuchały. Dinozaury Panu Bogu się nie podobały, więc postanowił, żeby wymarły, ale z człowiekiem nie poddaje się, wierzy w ludzkość. Pan Bóg nie załamuje się, że proroków, którym księgi dokładnie literka po literce podyktował ludzie nie czytają, nie załamuje się, że Syna którego posłał opluli i zabili itp. Pan Bóg nakręcił film. Znalazł proroka niejakiego Lukasa Moodyssona i zrobili film, który trzeba dołączyć do Biblii Tysiąclecia, bo film równy jest proroczym księgom. Mamut to, opowieść biblijna komletna, od stworzenia świata, od wielkiego wybuchu, gwiazd i kości mamuta. Symbole, które zastanawiają, do odczytania dopiero chyba przy setnym obejrzeniu w warunkach domwych, nie w kinie. Tandetnie przylepionego Jezusa z Rio de Janerio  z rozciągniętymi ramionami na szafce w szatni, tani chwyt jak u Kubrika, zobaczy większość przy pierwszej projekcji, ale Bóg jest obecny w każdym słowie tego filmu, a że akurat w scenie, której nie wyjawię, by ogladania filmu nie psuć, Jezus na szafce w szatni, to dla tych zwykłych głupków. Wieloryby śpiewaja do siebie na sto kilometrów. I człowiek posłuchał, wsiadł do pierwszego samolot i wrócił do domu. Zakładm nową religię. Religia będzie się nazywała Wyznawcy Filmu Mamut.
Film do wypożyczenia na placu Wolności w Bibliotece Raczyńskich, jak go tam zaniosę i oddam.