Nazywam się Joachim Guzik. Sześćdziesiąt dziewięć lat już chodzę po świecie i zbieram guziki. Teraz wrzucam je do szklanego słoja, takiego na pojedynczą rybkę. Wcześniej guziki wrzucałem do szuflad. Nie wiem, które są najstarsze, ciągle je mieszam. Wkładam rękę, mieszam i wyciągam jeden. Próbuję sobie przypomnieć gdzie i kiedy, z jakiego bruku guzik podniosłem, czy ulica była ciemna, jesienna, skąd wracałem. Człowiek potrzebuje mieć solidny motyw w garści, że nie śnił, lecz żył. Ja żyłem, zbierałem guziki, mam dowód, mogę pokazać. Wie pani, nie mogłem już patrzeć na tę pojedynczą rybkę, ona całowała kamienie.

czwartek, 28 marca 2013

Kapelusze i bielizna




Nie wygląda pani na kobietę, która krochmali bieliznę. Atam, pralka mi się źle kojarzy. Ludzie uwielbiają wdeptać sobie gwóźdź w nogę, tak właśnie postępują zaciągając kredyt. Później tylko surowica lub tężec. Pani woli rozmowę o męskich kapeluszach. Kapelusz dla mężczyzny, proszę pani, to jak dzwon dla kościoła. Dzwon bije, żyje, dźwiękiem wielbi Pana. Kościół bez dzwonu, to jak mężczyzna bez kapelusza. Kapelusz dla mężczyzny, to jak okręt na morzu. Pani popatrzy na morski horyzont – nuda. Jeśli na widnokręgu jest okręt – od razu inaczej imaginacja pracuje, libido to się nazywa. Mężczyzna musi przenosić kapelusz. Nudzą mnie ludzie z prostymi włosami. Zna pani piosenkę:

Czasem dnem okręt o grunt morski trąci
Czasem majtek swawolny na pokładzie liną cięgi bierze
Czasem trunek żołądkowi i wątrobie nie bardzo służący
Czasem beczka, czasem kibić w tali nie dość pełnoletnia...

Już dobrze, przestaję. Doły proszę pani, to ja mam pod kolanami. Chodźmy nad rzekę, skarpa otrawiona. Proszę pani, kotwicę to o księżyc zahaczyć trzeba. W górę! Zdaje się pani, pani nie nadąża, pani się nie trapi. Kupimy z odłożonych pieniędzy kostki do gry w sklepie z grami. Ułożymy nowe, wspaniałe wyrazy, dziesięć tysięcy opowieści przed nami. Mówiłem, skarpa nad rzeką otrawiona, jakie tam gałęzie uplątane. Pani nie nadąża. O, oto nasz sklep z planszówkami.


                                           



czwartek, 3 stycznia 2013

Idzie pani?


W życiu, proszę pani, trzeba się namrugać. Znękane ciało? Ależ proszę pani, ciało lubi być nękane. Weźmy dajmy na to lato, wzrok domaga się wilgoci. Albo zima, słyszała pani o nudziarzach do wynajęcia? Proszę pani, ja nie zaczepkuję. Pani zaraz w jakieś dzwony dalekonośne uderza, co to serce... co ma do tego serce? Korzonki rwą, kolana strzykają, ale mrugać trzeba. Trzeba stroić gitarę. Wychodzę z domu bez żadnego zadania. Reszta, proszę pani, jest mruganiem. Kto się nauczy, ten miałczy i mruczy. Taka naśmieszka. Umówiono mnie w Wydawnictwie Idą Parami. Idzie pani?