Jesień narasta, człowiek ani się nie obejrzy jak staje się niewolnikiem własnej wygody. Przecywilizowany Zachód. Obiady jadam przed dwunastą w Tylko U Nas u pani Rosity (Wrocławska). Dwunastą słyszę już przy małym tyskim w Tropikana na rynku w późnym ogródku, bo ciepła co dzień więcej, ubrań coraz mniej. Jasnokościsty, to słowo mnie cieszy ostatnio, jak również pół zdania: kobiety iskały się nawzajem z codziennych utrapień. Cóż poza słowami cieszy? Przemierzam Półwiejską, wciąż niedoszacowana, cieszy wielka bańka mydlana jak bulwa, jak hipopotam. To z troków na kijkach bambusa się puszcza. Jasnokościsty blondyn z uśmiechem niezwiązanym macza kijki i tasiemki w miseczce z płynem i puszcza bańki giganty. Karteczka na bruku flamastrem indaguje: Zbieram na podróż do Indii i Australii. Chcesz zrobić bańkę? Wabi dzieci i dziewczyny. Chcesz zrobić bańkę?mówi do mnie. No pewnie, że chcę.
Nazywam się Joachim Guzik. Sześćdziesiąt dziewięć lat już chodzę po świecie i zbieram guziki. Teraz wrzucam je do szklanego słoja, takiego na pojedynczą rybkę. Wcześniej guziki wrzucałem do szuflad. Nie wiem, które są najstarsze, ciągle je mieszam. Wkładam rękę, mieszam i wyciągam jeden. Próbuję sobie przypomnieć gdzie i kiedy, z jakiego bruku guzik podniosłem, czy ulica była ciemna, jesienna, skąd wracałem. Człowiek potrzebuje mieć solidny motyw w garści, że nie śnił, lecz żył. Ja żyłem, zbierałem guziki, mam dowód, mogę pokazać. Wie pani, nie mogłem już patrzeć na tę pojedynczą rybkę, ona całowała kamienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz