Jest jeszcze Pan Bóg na niebie i ziemi, który nie jest mięczakiem i nie załamuje się lecz działa, szuka sposobów, jak mówić, by gamonie słuchały. Dinozaury Panu Bogu się nie podobały, więc postanowił, żeby wymarły, ale z człowiekiem nie poddaje się, wierzy w ludzkość. Pan Bóg nie załamuje się, że proroków, którym księgi dokładnie literka po literce podyktował ludzie nie czytają, nie załamuje się, że Syna którego posłał opluli i zabili itp. Pan Bóg nakręcił film. Znalazł proroka niejakiego Lukasa Moodyssona i zrobili film, który trzeba dołączyć do Biblii Tysiąclecia, bo film równy jest proroczym księgom. Mamut to, opowieść biblijna komletna, od stworzenia świata, od wielkiego wybuchu, gwiazd i kości mamuta. Symbole, które zastanawiają, do odczytania dopiero chyba przy setnym obejrzeniu w warunkach domwych, nie w kinie. Tandetnie przylepionego Jezusa z Rio de Janerio z rozciągniętymi ramionami na szafce w szatni, tani chwyt jak u Kubrika, zobaczy większość przy pierwszej projekcji, ale Bóg jest obecny w każdym słowie tego filmu, a że akurat w scenie, której nie wyjawię, by ogladania filmu nie psuć, Jezus na szafce w szatni, to dla tych zwykłych głupków. Wieloryby śpiewaja do siebie na sto kilometrów. I człowiek posłuchał, wsiadł do pierwszego samolot i wrócił do domu. Zakładm nową religię. Religia będzie się nazywała Wyznawcy Filmu Mamut.
Film do wypożyczenia na placu Wolności w Bibliotece Raczyńskich, jak go tam zaniosę i oddam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz