Opowiadaj albo zginiesz, Paul Auster.
Zdjęcie. Czas i kręgosłup zużywają się. Jedno i drugie ma tendencję do skrzywień. O kręgosłupie pewnie o ho, ho! …. macie dużo do powiedzenia, ale nie interesuje mnie to. Sami jesteście winni. Trzeba było myśleć i uważać. Mnie skrzywił się czas, bo nie myślałem i nie uważałem. Przestańcie z tymi kręgosłupami i posłuchajcie mojej opowieści.
Miałem osiemnaście lat, włosy jasny blond i mimo że wtedy nie było koszulek z napisami, każdy patrząc na mnie mógł pomyśleć: ten człowiek nie potrzebuje żadnych napisów i bez nich widać, że ma wszystko, o czym pomyśli. Tak było. Aby pojechać do Rzymu najpierw dwa razy po dwanaście godzin musiałem stać przed Consulato Italiano, żeby dostać wizę. Co z tego? Co z tego, że inflacja w skali roku wynosiła w Polsce sześćset procent a wypić kawę w Wiedniu znaczyło tyle zapłacić, ile za tydzień obiadów w akademiku. Co z tego, że między Czechosłowacją a Austrią był z a m i n o w a n y pas ziemi niczyjej?
Pojechałem autostopem do Włoch. Kierowcy w Austrii dziwili się i zazdrościli. Oni nie mieli dwóch tygodni wolnego. Kiedy mówiłem, że jadę do Papieża, najpierw śmiali się, ale po chwili poważnieli, zamyślali się i już wiedziałem, że jadę tam w ich imieniu, bo oni nie mogą, a ja mogę, stać mnie na to. Myślę, a nawet wiem to, że kierowcy dzięki temu, że mnie zabrali, mieli dobry dzień. Stanąć z małym plecakiem, wystawić rękę i czekać z uśmiechem. Byłem czysty, posłuszny, ubogi jak zakonnik. Czysty w intencji, pragnieniach, marzeniach. Posłuszny wobec odległości, asfaltu, godzin dnia. Ubogi - niczego nie potrzebowałem.
Wrzucając liry bardzo szybko, moneta za monetą do aparatu telefonicznego na via Cassia, płakałem… Mamo, jestem w Rzymie, dojechałem… jutro będę u Papieża…
Przyjechałem dokładnie w dzień moich osiemnastych urodzin. Nie sądzę, aby ktokolwiek z moich przodków był w Rzymie przede mną. Na sto procent nikt z mojej rodziny, sięgając dwa, trzy pokolenia wstecz, nie był. Dziś, mówiąc o młodzieży, często używa się słowa: mobilność. Wakacje na Costa Brava są tańsze niż w Łebie. Kawa w Rzymie kosztuje 0,70 euro, no powiedzmy taka wypasiona do 2,70 euro. W Poznaniu byle jaka kosztuje 6-8 zł, a wypasiona 11-15 zł. Ale w tej chwili nie o tym, lecz o fotografowaniu, bo bóle kręgosłupa i ogólne stękanie nie interesuje mnie.
Żałuję, że zrobiłem to zdjęcie. W Castel Gandolfo Papież podchodzi do mnie, skąd jesteś? pyta i wyciąga do mnie rękę (i tak wiem, że mi nie wierzycie). W tej samej chwili dzień wcześniej poznany Polak z Ameryki kładzie mi w rękę aparat fotograficzny i rozkazuje: zrób mi zdjęcie, szybko! i ustawia się przy Papieżu. Nie myślałem, nie uważałem. Czas mi się skrzywił. Żałuję, że zrobiłem to zdjęcie. Papież cofnął wyciągniętą dłoń, bo moja wraz z aparatem była przy oku. Myślę, że po ludzku Papieżowi było bardzo przykro. Myślę, że w tamtej chwili poczuł się i był bardzo samotny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz