Nazywam się Joachim Guzik. Sześćdziesiąt dziewięć lat już chodzę po świecie i zbieram guziki. Teraz wrzucam je do szklanego słoja, takiego na pojedynczą rybkę. Wcześniej guziki wrzucałem do szuflad. Nie wiem, które są najstarsze, ciągle je mieszam. Wkładam rękę, mieszam i wyciągam jeden. Próbuję sobie przypomnieć gdzie i kiedy, z jakiego bruku guzik podniosłem, czy ulica była ciemna, jesienna, skąd wracałem. Człowiek potrzebuje mieć solidny motyw w garści, że nie śnił, lecz żył. Ja żyłem, zbierałem guziki, mam dowód, mogę pokazać. Wie pani, nie mogłem już patrzeć na tę pojedynczą rybkę, ona całowała kamienie.

niedziela, 18 marca 2012

Stary czyta











Konewka




To ja nura! Pełne zanurzenie! To nie jest tak, że wszystkie problemy mam za sobą. Niedawno w kościele ksiądz głosił kazanie o seksie. Pamięta pani, za naszych czasów kazania były o Panu Jezusie i Matce Bożej, teraz kazania są o pornografii i o tym, co ksiądz w telewizji ogląda. W ławkach nasi rówieśnicy: plus minus siedemdziesiąt lat - ani jednej młodszej główki - wszyscy nad grobem prawie. Ksiądz w średnim wieku, najmłodszy w sakralnej przestrzeni, kazanie głosi o seksie. Pokręciło gościa, myślę sobie, czy on nie widzi, do kogo mówi? Wie pani, pomyślałem sobie później, że może rzeczywiście kazanie było na temat. Ludzie do późnej siwizny nie potrafią rozwiązać swoich problemów. W końcu odniosłem wrażenie, że kazanie było na temat i na miejscu. Ktoś z ludzi w ławkach, myślę, zastanowił się, być może przemyślał własne błędny i w czasie kazania nareszcie usłyszał coś, co pozwoli nazwać problem, który od lat dusi co noc.
   Niech sobie pani wyobrazi, że nie dalej jak w zeszłym tygodniu, mój sąsiad zupełnie ni stąd ni zowąd w furii wykrzyczał mi, że dwadzieścia pięć lat temu pożyczyłem od niego konewkę a oddałem przeciekającą, z dziurą! Byłem zaskoczony. Rzeczywiście pamiętam, że dwadzieścia pięć lat temu pożyczałem od niego konewkę, ale nie wiedziałem, że oddaję z dziurą. I teraz sąsiad do mnie, że konewkę z dziurą oddałem! Dwadzieścia pięć lat sikał z konewki, nie tą dziurką, którą chciał! Dobry przykład na kazanie, prawda? Ale to nie kazanie, to życie. Ludzie do późnej starości nie mają rozwiązanych osobistych i sąsiedzkich problemów.  Od sąsiada dostała mi się połajanka. Dwadzieścia pięć lat obłudnie mówił mi cześć, a wczoraj za tę konewkę sprzed dwudziestu pięciu lat, chciał mnie zabić. Ale to dobrze, że w końcu nerwy mu puściły, chociaż nie wiem, jak dalej sprawę konewki on sobie w ostatnich latach życia ułoży. 
   Człowiek wymaga formacji ciągłej. Do końca musi postanawiać i zmieniać swoje nawyki, zwłaszcza myślowe. Ja na przykład, wie pani, doktorem, ani doktorem habilitowanym nie jestem. Po prostu dużo czytam, taki nawyk, taka potrzeba. Dopiero w zeszłym roku, w wieku sześćdziesięciu ośmiu lat podjąłem postanowienie - w pewnym sensie - umartwienie wielkopostne. Postanowiłem, że w Wielkim Poście  przez czterdzieści dni czytam tylko i wyłącznie książki religijne. Długo szukałem odpowiedniego umartwienia na czas Wielkiego Postu i dopiero  znalazłem w zeszłym roku. To umartwienie - nie czytać wszystkiego, jak leci, lecz przez czterdzieści dni czytać dzieła ascetyczne, mądre i pobożne -  jest pozytywne, wymaga ode mnie skupienia. Czytam pod przymusem, ale czytam. Forma pokuty. Kosztuje mnie ona dużo, ale to jest to. Dałem nura w Wielki Post! Pełne zanurzenie! Do Świąt Zmartwychwstania trzeba się przygotować.
   Jeszcze muszę pani coś szybko powiedzieć i pokazać. Wczoraj odwiedziłem przyjaciółkę we Wrocławiu. Taka piękna pogoda była. Spacerowaliśmy, kawę wypiliśmy na ulicy Kiełbaśniczej. Później siedzieliśmy na Wyspie Słodowej i opowiadaliśmy sobie. Piękny słoneczny dzień był wczoraj. Niech pani zobaczy to zdjęcie. A to drugie śmieszne i przyjemne. Po spotkaniu z przyjaciółką poszedłem na mszę do kościoła św. Elżbiety. Potem przez Rynek na skos sunąłem w stronę dworca. Pierwszy cieplejszy wieczór po zimie. Takie wieczory  maksymalnie trzy są w roku. Po pięknym dniu z przyjaciółką i mszy, nałożyłem kaptur od bluzy na głowę i po skosie sunę przez Rynek. Dobiega do mnie od tyłu ten koleś ze zdjęcia i przez ty mówi: przepraszam masz bibułki do skrętów? Stanąłem jak wryty i mówię, że nie mam, dlaczego miałbym mieć? Mam papierosy, chcesz? Powiedział, że wyglądam, jakbym miał bibułki i że nie chce papierosów, potrzebuje bibułki. Nie mogłem mu - zaskoczony tą sytuacją - powiedzieć, że traktat o sępieniu papierosów piszę i na sępieniu bibułek się nie znam. Zapytałem, a raczej oznajmiłem, że muszę mu zrobić zdjęcie. Wieczór był szczęśliwy. Wyglądam na kogoś, kto powinien mieć bibułki do skrętów. W końcu wyglądam jak człowiek, pomyślałem i sunąłem  Świdnicką na dworzec.




3 komentarze:

  1. Świetna, a nawet prześwietna to jest grafika na górze. Ten koleś na dole też był świetny. Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoj blog czytany jest juz i w Szkocji i w Australii

    OdpowiedzUsuń