Nazywam się Joachim Guzik. Sześćdziesiąt dziewięć lat już chodzę po świecie i zbieram guziki. Teraz wrzucam je do szklanego słoja, takiego na pojedynczą rybkę. Wcześniej guziki wrzucałem do szuflad. Nie wiem, które są najstarsze, ciągle je mieszam. Wkładam rękę, mieszam i wyciągam jeden. Próbuję sobie przypomnieć gdzie i kiedy, z jakiego bruku guzik podniosłem, czy ulica była ciemna, jesienna, skąd wracałem. Człowiek potrzebuje mieć solidny motyw w garści, że nie śnił, lecz żył. Ja żyłem, zbierałem guziki, mam dowód, mogę pokazać. Wie pani, nie mogłem już patrzeć na tę pojedynczą rybkę, ona całowała kamienie.

czwartek, 8 marca 2012

Opowieść Guzika 5.

Styl docelowy



Myśli pani, że to coś znaczy? Pozwolę sobie wyrazić opinie, że zupełnie nie jest tak, jak pani powiedziała. Dżentelmenem zostaje się w drugim pokoleniu, a damą w piątym. Poza tym ustalmy, proszę, pojęcia. To, o czym pani mówi, to styl – nie klasa. Style się zmienia, stylami się bawi i gra. A… to jeszcze co innego, to o czym pani teraz mówi, to nie są style – to są typy. Styl – to duże słowo proszę pani - dla wielu zbyt duże. Niech sobie pani wyobrazi, że jeszcze dzisiaj zdarzają się mężczyźni do tego stopnia leniwi, że przez całe życie nie nauczą się wiązać muszki do fraka!
Dojrzewam powoli. Zaraz odpowiem na pani pytanie. Teraz bawię się w styl - mąż na jeden dzień. Wcześniej był styl - sobria ebrietas – trzeźwe upojenie. A zupełnie wcześniej, świetnie się czułem w pięknie i godnie zaprojektowanym stylu sexyciamajdy.
Reporter-traper? Ogorzała twarz, zarost śmierdzący? Kolor khaki i kamizelka na naboje lub sprzęt fotograficzny? Rozbawiła mnie pani. Sam twórca tego stylu – Hemingway ośmieszył go swoją impotencją i samobójczym strzałem. Trzeba mieć samobójcze inklinacje, żeby flanelową koszulę i zamszowe buty złożyć do miasta.
Bond? Znowu pani pomyliła. Bond – to nie styl, Bond – to klasa. Nie można się stylizować na Bonda. Bondem się jest lub Bondem się nie jest.
Styl docelowy – dobrze powiedziane. Znam go od dawna, powoli dojrzewam. Ten styl wyraża się w oczach. Nazywa się dolentem consolari. Są sytuacje, że do wyrażenia siebie, pozostają nam tylko oczy. Nie trzeba zaraz z Oświęcimiem wyjeżdżać, chociaż to bardzo ważna lekcja. Większość z nas skończy na szpitalnych łóżkach. Pozostaną nam oczy. Spojrzeniem da się strapionych pocieszyć. Spojrzenie – pracuję nad tym – to styl docelowy.


1 komentarz:

  1. żeby flanelową koszulę i zamszowe buty złożyć do .... z dzisiaj, patrzę a przede mną snuje chudzielec w zamszakach i sztruksach, do tego sweter z kapturem. Myślę, że pewnie francuz albo miłośnik kiepskiej muzyki. Dzwoni komórka. Halął? łi!

    OdpowiedzUsuń