Nazywam się Joachim Guzik. Sześćdziesiąt dziewięć lat już chodzę po świecie i zbieram guziki. Teraz wrzucam je do szklanego słoja, takiego na pojedynczą rybkę. Wcześniej guziki wrzucałem do szuflad. Nie wiem, które są najstarsze, ciągle je mieszam. Wkładam rękę, mieszam i wyciągam jeden. Próbuję sobie przypomnieć gdzie i kiedy, z jakiego bruku guzik podniosłem, czy ulica była ciemna, jesienna, skąd wracałem. Człowiek potrzebuje mieć solidny motyw w garści, że nie śnił, lecz żył. Ja żyłem, zbierałem guziki, mam dowód, mogę pokazać. Wie pani, nie mogłem już patrzeć na tę pojedynczą rybkę, ona całowała kamienie.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Patron trampów


Nie umiem mieszkać. Taki się urodziłem. Nikt nie może powiedzieć o sobie, że jest mężczyzną, jeżeli nie posiada w domu wiertarki. Ja wiertarkę mam w piwnicy. Problem - proszę pani - nie jest w tym, czy jestem mężczyzną, czy nie, tylko w tym, że ja nie umiem mieszkać. W życiu nie przeczytałem żadnej instrukcji obsługi, a bez tego się nie da żyć z kobietą. Kobieta musi mieszkać i mieć sprzęty, do których załączone są instrukcje obsługi. A we mnie instrukcja obsługi mogłaby wywołać depresję. Tak przypuszczam, chociaż w życiu żadnej instrukcji obsługi nie przeczytałem. Toleruję urządzenia najwyżej dwuguzikowe, dlatego nie umiem mieszkać i raczej wychodzę. Proszę pani, to nie jest tak, że pisarz chodzi po mieście, aż mu nogi w tyłek wejdą i wtedy wchodzi do kawiarni, i siedzi tak długo, aż go pośladki zabolą. Zupełnie nie tak. Pisarz – proszę pani – wie. Wie, do jakiego miasta pojechać. Wie, którą ulicą iść. Wie, w której kawiarni usiąść, żeby spotkać kobietę taką, jak pani. Pisarz nie szwenda się. To nie jest tak, że pisarz na rynku skupuje za bezcen historie, spekuluje i po czasie drogo sprzedaje. Pisarz – proszę pani – jest mądrym człowiekiem, albo pisarzem nie jest. Jeżeli jest się mądrzejszym od innych, to należy słuchać siebie, nie innych. Niech pani dobrze zauważy: pisarz słucha siebie. Słucha siebie i pisze teksty w rodzaju: „ klasztorem moim są ulice, place i drogi, tabernakulum mi cały świat”. Są takie kontemplacyjne powołania – klauzurą jest miasto.
Jeszcze coś pani opowiem. Opowiem, jak poznałem patrona trampów. Jechałem pociągiem, Trzech Króli było, piątek, ale dzień wolny od pracy, w dodatku przed sobotą i niedzielą, więc w pociągu prawie pusto. Pisarz wie, do którego pustego przedziału wsiąść. Wie, kto zaraz do przedziału wejdzie. Tak też się stało. Usiadłem w pustym przedziale. Po chwili przyszedł chłopak, może tak z dziewiętnaście lat mógł mieć, wysoki i szczupły. Gdy pociąg ruszył, może tak po pół godzinie, jakoś zagadałem do chłopaka. Był miły. Powiedział zdanie, z rodzaju tych, których pisarz nie zapomina. Powiedział do mnie: „ ja nie umiem rozmawiać”. A ja mu odpowiedziałem: „ ja nie umiem mieszkać”. Zapytałem chłopaka, jakiego ma patrona, kto mu pomaga wędrować  przez świat? Zawsze tak się przedstawiam. Mówię:  „jestem Joachim, a ty jakiego masz patrona? kto ciebie prowadzi przez świat? Chłopak powiedział: „ooo! Patrona mam wyjątkowego, to Benedykt Józef Labre”.
Tak poznałem patrona trampów. Tych, którzy mieszkać nie potrafią, bo są zbyt roztargnieni i miasto ich wzywa w dzień, i w noc. Zapiszę pani. To miłe, że chce sobie pani wyguglać.






1 komentarz: